banner

 

Cała ta bujda o stowarzyszeniach

O tym, komu stowarzyszenia są potrzebne

Yossar

29 października 2016 r.

 

 

 



 

       Chyłkiem, cichcem i ...
Ustawowo zlikwidowali stowarzyszenia!

Co, powiecie, że niemożliwe?! Nie słyszeliście?
Pewnie, że nie. Ja też nie wiedziałem – bo określenie zostało. Znowelizowano „tylko” ustawę.

Kto normalny, dzisiaj, niezawodowo śledzi ustawy?

        Historycznie, odkąd ogarniam, pierwszym krokiem było ograniczenie możliwości prawnych dla stowarzyszeń zwykłych o stażu poniżej roku działalności. Geneza „korekty” wywiodła się oczywiście z tego, że gdy pojawiał się tzw. inwestor wiatrakowy tam, gdzie (rzadko) świadomość społeczna na to pozwalała, pierwszym krokiem samoobrony bywało założenie stowarzyszenia w celu uzyskania jakiejkolwiek możliwości prawnej przeciwdziałania (link do treści własnej).
Dla Strefy było to mocno uwierające i szybko „wypracowała” tymczasowe rozwiązanie.

        Teraz przyszła pora na podszeptany, starannie obmyślony krok następny
(Ustawa z dnia 25 września 2015 r. o zmianie ustawy – Prawo o stowarzyszeniach oraz niektórych innych ustaw).
Zapewne intencją ustawodawcy była chęć zrobienia „dobrze”. Komu? – to już zupełnie inna sprawa!

       Wolność stowarzyszeń podobno zapisana jest w Konstytucji RP – podobno, bo tak jak znakomita większość, nie czytałem (bo i też po co?)!

Potem jednak są tworzone tzw. akty prawne i wtedy się okazuje, że jak nie pisze (w konstytucji), to nie ma, a jak pisze, to tylko pisze.
Parafrazując – „Konstytucja konstytucją, a prawo musi być po naszej stronie”.

       Zabrałem się w końcu za obejrzenie tegoż nowego aktu (o stowarzyszeniach). Napisane ładnie, równo w podpunktach i powyginanych paragrafach. Tekst niby jednolity, ale szary człowieku bez tłumacza pojąć do końca nie zdołasz! (Obrazka też nie było).

        Według mojego dotychczasowego rozeznania dotąd stowarzyszenia dzieliły się na dwa rodzaje – prawdziwe, czyli zwykłe oraz niezwykłe, czyli po przetłumaczeniu: na „gorsze” (te prawdziwe) i „lepsze” (te niezwykłe).

Wówczas te „gorsze” były autentyczne, bo nieudawane. Powstawały ze spontanicznego odruchu chęci zrobienia czegoś pożytecznego w swoim (rozumianym bliżej lub dalej) otoczeniu.

Rejestracja formalna była prosta, jednoznaczna i oczywista.
Niestety miały poważną, aż dziw bierze, że tak długo niedostrzeżoną przez Strefę „wadę”: takie to „nie wiadomo co” miało pewne prawne prerogatywy. Otóż stowarzyszenie zwykłe mogło zostać tzw. stroną postępowania i wtedy mając prawo dostępu do dokumentów planistycznych, mogło się niekiedy władzy formalnie przeciwstawić! Ta nieznośna sytuacja zaczęła w końcu szeroko pojętej Strefie tak doskwierać, że trzeba było ukrócić.

Zabrać uprawnienia, jak Zagłoba powiadał – to niepolitycznie. Trzeba fortelu.

Jaki fortel? – zniechęcić, zastraszyć, udusić w biurokracji i... uzależnić od „sponsorów”!

 

       Oczywiście, jak zawsze, nasze stowarzyszenie było tym gorszym. Tłumacz orzekł, że obecnie w nowej rzeczywistości (wierzyć mu czy nie wierzyć?), liczba rodzajów chwilowo WYNOSI TRZY. Najlepsze, gorsze i najgorsze. Powiedział, że teraz jesteśmy chwilowo najgorsi, ale orzekł, że trzeba się cieszyć, bo za chwilę nie będzie nas wcale!

Są dwie „dobre zmiany”.

       Pierwsza, taka humorystyczna,
że minimalna ilość członków stowarzyszenia gorszego, to dalej liczba TRZY.
Czyli wystarczy kasjer, księgowa i prawnik, i już można zakładać stowarzyszenie zwykłe nowej generacji.
Tłumacz uspokoił, że nadal wolno członkom stowarzyszenia składać się na swoją działalność i dlatego już możemy się cieszyć, że będziemy mieli co księgować (obowiązkowo).
Powiedział też, że nie ma co się przejmować tym, że nadal nie wolno będzie prowadzić działalności gospodarczej, ani też prowadzić odpłatnej działalności pożytku publicznego (cokolwiek to znaczy?), gdyż łaskawie się już zezwala, oprócz składek z kieszeni własnych członków przyjmować darowizny, spadki, zapisy oraz korzystać z odchodów dochodów z majątku stowarzyszenia (???), oraz, cytuję, z „ofiarności publicznej” (tylko żeby się nie popychali w kolejce!).

Stowarzyszenie gorsze, już może też otrzymywać dotacje na zasadach, cytuję „określonych w odrębnych przepisach”. Jakie to przepisy, pisarz tekstu „jednolitego” maluczkim już nie objaśnił.
W moim mniemaniu można dostać, jak się stanie na dwóch łapkach i zasłuży. Tylko pamiętać, że stając „słupka” nie podskakiwać, bo się można wywrócić!

       A więc do dzieła!
       Już można śledzić co rusz najświeższe ustawy, wystawać w urzędach, otwierać konta w bankach, obracać pieniędzmi ze składek własnych trzech członków, przyjmować darowizny, spadki, zapisy, trwonić majątek stowarzyszenia, żebrać robić zbiórki publiczne, zdobywać dotacje, nabijać statystyki działalności (władza to kocha – czuje się wtedy taka potrzebna i spełniona!), prowadzić księgi rachunkowe, składać zeznania podatkowe, płacić za usługi księgowe a też, prędzej czy później prawne, pozywać (raczej bywać pozywanym, a przynajmniej zastraszanym prawnymi groźbami – a jak coś pójdzie nie tak, to i komornika, z tytułu przynależności do wyżej wspomnianego, też można we własnym prywatnym domu spotkać), zatrudniać i opłacać nawet ze składek, swoich własnych członków (razem z podatkiem od wynagrodzeń i ZUS-em), no i pracować na to wszystko za friko, gdyż w myśl ustawy, działalności gospodarczej stowarzyszeniu (gorszemu) prowadzić nie wolno.

Jeszcze w tym gorszym stowarzyszeniu można posiadać organ (kontrolny) lub też świadomie z niego zrezygnować. W tym najlepszym, bez organu działać już się nie da!

       Jak już tego wszystkiego się dokona, to stowarzyszenie może wreszcie przejść do pracy nad swoimi projektami.
W dzisiejszym społeczeństwie materialnym niewątpliwie to wszystko można udźwignąć już za pomocą minimum trzech chętnych, a mających nierówno pod sufitem wolontariuszy. A szczególnie, już widzę na horyzoncie fatamorganę bezinteresownych ochotników w środowisku wiejskim.

 

       Druga „dobra zmiana” jest taka,

że jeżeli w ciągu dwóch lat stowarzyszenie prawdziwe, się nie przepoczwarzy, to znika, czyli mówiąc językiem dyplomatycznym – ulega eksterminacji (słowo delegalizacja jest niepolityczne).
       Z upływem czasu na Ziemi pozostaną znowu tylko dwa rodzaje (stowarzyszeń) – lepsze i takie tylko trochę gorsze, czyli wszystko niby wróci do równowagi zoologicznej biologicznej, a konstytucja RP cały czas obowiązuje i to bez Komisji (Weneckiej).

 

       Pewnie Paniom posłankom i Panom posłom może zdaje się, że stowarzyszenie, a w szczególności stowarzyszenie zwykłe to jakiś rodzaj intratnego biznesu.

       Wykazując pewną asertywność, można szanownych reprezentantów rozumieć. Oni wszak sądzą po sobie.
Kiedyś jakieś ośmiorniczki pędzące na stole, szeptały do siebie, że za tyle a tyle to pracowałby tylko idiota. Jakim to dopiero idiotą musi być ktoś, kto chce poświęcać swój czas mało, że za darmo, ale jeszcze dokładać z własnej kieszeni.
Niemożliwe, aby po świecie chodzili aż tacy idioci!
Za tymi, nawet najmniejszymi idiotami stowarzyszeniami też muszą się kryć jakieś lewe interesy, szemrane powiązania i nieopodatkowane machlojki!

I – co gorsza – teraz już się nie mylą, bo reszta nie ma racji bytu!

Do jednego wora z nimi!

       Od czasu do czasu władza wrzuci jakiś grant pieniężny na jakiś niekolidujący, obojętny projekcik (byle nie ze środków własnych – są systemowe, zwykle nazywane „europejskimi” – czyli, że takie niby niczyje, prosto z nieba), żeby masa miała się czym zająć i nie myślała o stawaniu okoniem.
I wszystko to, na chwałę „sprawnie działającego systemu”.

       W „poprzednich” czasach najlepiej dofinansowanymi organizacjami były młodzieżowe ZMS i SZSP. Zadaniem aktywistów było niesienie sztandaru wysoko, jako organizacji niezależnych i pluralistycznych.
Forsa i przywileje, tam się wylewała na boki drzwiami i oknami. Prawie za friko. Wymagano tylko postawy zgodnej z linią Partii (partia pisana dużą literą i już było wiadomo która) i wewnętrznej pacyfikacji środowiskowych niepokojów.

       Dziś nie inaczej. – działać na chwałę i potrzeby władzy i nie podskakiwać!
Liczą się tylko organizacje sztuczne, duże, instytucjonalne. W takich współpraca z władzą idzie zgodnie łapka w łapkę i nikt władzy w poprzek nie stanie.

Można sobie do woli produkować lipne roczne programy współpracy z organizacjami pozarządowymi, organizować fora tychże, symulować współpracę i opowiadać bajki o „przeprowadzonych konsultacjach społecznych”.

 

TEZA KOŃCOWA

       Ustawa jest „skrojona” pod te siły, które środkami finansowymi mogą pokierować duże, „dedykowane” stowarzyszenia w potrzebnym dla „ofiarodawców” kierunku.
Małe, „naturalne” stowarzyszenia lokalne w nowych warunkach nie mają racji bytu.

Tutaj przykłady zza ściany.

       A te małe grupki nawiedzonych naiwniaków nikomu specjalnie nie są potrzebne, a mogą się okazać wielce „szkodliwe”.

Zlikwidować?!

No nie, nie uchodzi. Przydeptaliśmy, a teraz sami sczezną!

 

 

Okaleczona przez bobry wierzba nad Wieprzem
wierzba nad rzeką Wieprz okaleczona przez bobry

 

 

       Następnym krokiem „ustawodawcy” zapewne będzie ustanowienie prawa, że podpisy pod protestami mieszkańców wolno będzie zbierać, tylko pod warunkiem posiadania odpowiedniej pieczątki.

       W kolejnej „nowelizacji” zostanie zawarty obowiązek posiadania na pieczątce numeru REGON i NIP.

       Potem wprowadzi się obowiązek rejestracji w sądzie, komitetu zbierającego podpisy.

       W żadnym też wypadku nie należy zapomnieć o zobligowaniu zbierających podpisy do złożenia oświadczeń majątkowych.

       A na koniec wyda się akt (przepraszam za słowo) prawny uznający odpowiedzialność karną i finansową organizatorów zbierania podpisów, za „szkody” wynikłe z danego protestu (np. z powodu zatamowania ruchu poprzez przechodzenie protestantów non stop przez jezdnię).

       Jakieś skojarzenia?

 

 

c.d.n.

 

POZDRAWIAM WSZYSTKICH PROTESTUJĄCYCH W PODWARSZAWSKICH GMINACH, PRZECIWKO ZAMIERZONEJ TRASIE PRZEBIEGU LINII NAJWYŻSZYCH NAPIĘĆ.

Nie znam szczegółów, ale skala protestów (starannie wyciszonych w głównych mediach), jednoznacznie wskazuje, że mogą mieć rację!

Niech zgadnę! Zapewne już jest po „konsultacjach społecznych”?

 



Siedemnaście mgnień nadwieprzańskiej wiosny – suplement