Cóż, pora umierać albo zejść do podziemia.
Ustawodawca okazał się cwano-łaskawy. Na dogorywanie dał nam i nam podobnym dwa lata. Łaskawcy wykoncypowali, że w dłuższym czasie wszystko się załatwi i zlikwiduje bez większego krzyku. Jak widać po pierwszym pół roku, idzie im gładko!
Z braku profesjonalnej obsługi prawnej jesteśmy najgorsi już pół roku. Nic o tym nie wiedząc! O zmianie ustawy dowiedziałem się przypadkiem od znajomego na ulicy (telewizji nie oglądam, a na czytanie Dzienników Ustaw jak leci, też chęci nie mam).
Trzeba było wyłożyć (z własnej kieszeni) na prawnika i księgową.
Tylko w imię czego?!
Cały też problem z tym zejściem do podziemia. Nie wiadomo czy nazwa „stowarzyszenie” nie jest prawnie zastrzeżona? Innymi słowy, formułując poprawne pytanie – czy stowarzyszenie, które nie jest stowarzyszeniem w rozumieniu ustawy o stowarzyszeniach, lecz tylko grupą przyjaciół może określać siebie mianem stowarzyszenia?
Ba! Zachodzi nawet wątpliwość, która występowała już w czasach, wydawałoby się minionych, czy takie zgrupowanie w ogóle może być legalne?
Jeszcze wciąż w głowie mam zakodowane (przepraszam za słowo – zbieżność absolutnie przypadkowa) te czasy, gdzie zgrupowanie na ulicy powyżej trzech osób bywało w razie „nieodzownej potrzeby” uznawane za nielegalne zgromadzenie.
Już miałem ochotę zwrócić się w tym oto miejscu z gorącym apelem do jakiegoś „fachowca”, aby odpowiedział na to nurtujące pytanie, ale w porę przypomniałem sobie, że w tym kraju tak się porobiło, że co „fachowiec” to „opinia”.
W takim razie, zachowując nazwę, będziemy wyjęci spod prawa. Może wyślą za nami list gończy, ale pozwać nie mogą, bo pozywać dopiero będzie można tylko stowarzyszenia przepoczwarzone, czyli żywe.
Właśnie to, ta Strefy niedomoga,
było zawoalowanym celem „modyfikacji” ustawy
o stowarzyszeniach!
Zdechłych, przepraszam – umarłych, się (o ile mi wiadomo), nie pozywa (na razie).
Jednak, dmuchając na zimne lepiej zatrzeć ślady i zmienić nazwę. Tylko na jaką?
Klub kraszczadzkich przyjaciół, Grupa kanapowa „Kraszczady”, Obóz kraszczadzkich druchów*, Stronnictwo „Kraszczady”, Konfederacja miłośników Kraszczadów, Towarzystwo „Kraszczady”, Kraszczadzkie bractwo?
Może jednak utajnić to, czego nasza anatema dotyczy? Cichoszare szeregi, Bractwo łysych i wąsatych oraz tych do nich niepodobnych, Zrzeszenie leśnych dziadków, Rzesza Samoobrony – odpada, ci co tak się nazywają, zawsze źle kończą!
Jednak najlepiej dokładnie zatrzeć ślady i wybrać jakąś bardziej mylącą tropy nazwę? Na przykład „Klub pszczelarzy” albo jeszcze lepiej – „Towarzystwo Muminków”.
Ot i znowuż dylemat językowy! Towarzystwo kraszczadzkich Muminków, czy też towarzystwo kraszczadzkich Muminków. Muminkami wszak, o ile nam wiadomo, (jeszcze?) nie jesteśmy – jesteśmy towarzyszami kraszczadzkich Muminków (towarzyszącymi kraszczadzkim Muminkom).
Jeżeli jednak to drugie, to jak, zachowując sens, spełnić wymóg pisania nazwy naszej tajnej grupy dużą literą?
Tak czy inaczej, do kitu!
Za poprzedniej „komuny”, „klub” kojarzył się ze „zgniłym kapitalizmem” (ang. club).
Wybaczcie dziadkowi, ale mnie tam od zawsze na to słowo przed oczami staje obraz jaskini ryzykownego hazardu, miejsca nielegalnych, bo nieopodatkowanych zakładów między dziś już całkowicie, jak dinozaury wymarłymi osobnikami, wśród których prym wodził niejaki Fileas Fogg.
„Towarzystwo” też ma dla mnie jakiś kolonialny wydźwięk pejoratywny i chyba ongiś kojarzyło się z handlem, czyli wymianą pieniędzy na towar, a może i odwrotnie też?
Dlatego wtedy wymyślono słowo zastępcze – koło. Koło jest okrągłe, a cyrk też jest okrągły. W takim razie nazwą tego naszego niesprawnego nieprawego nieprawnego tworu może być – Cyrk „Kraszczady”?!
Jednakże czasy się zmieniły i teraz za obecnej, „klub” jest już całkiem nieszkodliwy.
Trzeba tylko uważać, aby nie był to Klub myszki Miki, bo, kto wie, może się okazać, że jest ™, albo jakieś inne ©. Aż strach się bać, ile trzeba by bulić, jakby komuś nasze logo skojarzyłoby się z tym czarno białym wyrysem (Ja jeszcze pamiętam kolor w oryginale – jestem wzrokowcem).
Przypomniałem sobie, że nie mamy logo. Uff! Jak to dobrze!
Przy tych rozważaniach nad wyższością świąt Bożego Narodzenia przed świętami Wielkiej Nocy dochodzę jednak do wniosku, że najlepsze dla konspiracji są akronimy. Na przykład NZOZ, co oznacza? Wiedzą wszyscy? A figę! To będzie Nieformalny Związek Ochrony Zadupia i już!
Jednak nie! Trzeba ograniczyć w nazwie tę retorykę bojową i postawić na coś bardziej pozytywnego a równie miałkiego.
Na przykład:
Grupa 3xTAK lub 3xTAK
Chociaż, wredne [...]**, [...]** zwyczajem jak zwykle nas wykiwali, wyboista jest droga chłopaków z 3xTAK.