Panno Kraszczady!
kiedyś byłaś jak zdrowie.
Ile trzeba było cię cenić,
ten tylko się dowie
kto cię stracił.
Już czas, aby napisać historię Kraszczadów. Dlaczego krótką? – wyjaśnienie dalej.
Genesis wg. Yossara.
Na początku było Słowo.
Wszystko przez nie się stało, A bez niego nic się nie stało, co się stało.
A to Słowo stało się ciałem i mieszkało wśród nas.
Był sobie człowiek posłany od ?, któremu na imię było Yossar, a Kraszczadów jeszcze nie
było.
Był już na świecie, ale świat go nie poznał.
Na skutek efektu motyla tu go rzuciło.
Czym są Kraszczady? – to zależy dla kogo. jeżeli szukasz własnej definicji to tutaj nie
znajdziesz.
Kiedy wypiętrzyły się Kraszczady? – Yossar się nie orientuje w jakimś trzeciorzędzie,
czwartorzędzie, ani innym rzędzie, ale dla niego wypiętrzyły się w momencie jego zstąpienia, w
którejś tam z rzędu, tak zwanej …pospolitej.
Jak wysoko wypiętrzyły się Kraszczady – bardzo niewysoko, ale
kurduplem kurduplą (minister – ministra?) choć zasadnie, nazywać
nie uchodzi. Jednak żaden szanujący się podręcznik geografii tego terenu górzystym nie nazwie. Nie
ma co udawać, „góra” Olesin, to według definicji tylko pagórek. A jak wysoka ta
„góra”? – 291 n.p.m.
A tu od dupy strony
„Góra” Olesin tu od lepszej strony
Znaczy Kraszczady, to jedynie średnio urodziwa panna z niewyrośniętym biustem.
Gump:
No co ty Yossar, przecież Kraszczady to panna w dechę!
Yossar:
A jednak nie potwierdzam, że Kraszczady to całkiem równa „kobita”.
Wiecie co? Wszystko to, co na początku napisane o genesis, to gówno prawda! Otóż dokładnie nie
wiadomo, kiedy powstało słowo Kraszczady, ale wcale nie na początku – w ocenie Yossara bardzo
niedawno, albowiem jak Yossar zstąpił w Kraszczady, to Słowa,
na bank jeszcze nie było – pierwej przyszłe Kraszczady
Słowa jeszcze nie posiadały.
Pierwszy rekonesans w prekraszczady Yossar doskonale pamięta, ponieważ było to tuż po Wielkim
Wybuchu (Big Bang). Akurat był to długi pierwszomajowy „łykend” i Yossar
zdecydował, że z chorągwią na kiju wyprawi się na Kijów (na poczatek tylko na
wyścigXD), ale właśnie pierdyknęło u Potockich i się rozmyślił. A że
dojechał już aż do Krasnego Stawu*, w stanie wyższej
konieczności golął sobie jednego lugola. I tak mu od niego zaszumiało we łbie, że polazł w przyszłe
Kraszczady i tam głupio pobłądził – i do dzisiaj błądzi. Tak oto w Krasnymstawie skutkiem
Wielkiego Wybuchu pojawił się punkt osobliwy.
Ostateczne i trwałe zstąpienie Yossara w Kraszczady nastąpiło kilka lat później i niewątpliwie było
przyczyną wielkiej przemiany w okolicach 1989 roku pańskiego. To tak skrótowo tyle, jeżeli
chodzi o Genesis.
_____________________________
* Nie było tu błędnej pisowni, bo każdy, który niezorientowany gdzie ten Krasnystaw, tak zawsze ze
słuchu opisywał ten kierunek korespondencji pocztowej – a Yossar zanim osiągnął stan wyższej
świadomości, pierwotnie też!
Czym były przyszłe Kraszczady, czyli prekraszczady, kiedy Yossara tu rzuciło? – w skrócie
dalej dla uproszczenia, tu będziemy umownie posługiwać się zbiorczym określeniem Kraszczady. W
ocenie Yossara były sielskim, bliskim zadupiem. Bliskim, bo wbrew pozorom leżały nieopodal szlaku
komunikacyjnego wykierowanego z Lublina w podobno, a jakże, najważniejszym dzisiaj kierunku.
Że będzie, to aż taki ważny kierunek Yossarowi wówczas nawet się nie śniło! – Yossar w swym
zadufaniu sądzi, że zdolność przewidywania posiada powyżej przeciętnej, no, ale żeby aż tak –
no nie!
Dawno temu Yossar na własne uszy słyszał od miejscowych, że czyjaś babka, co prawda w zamierzchłych,
ale wtedy jeszcze przez niektórych pamiętających, chodziła pieszo do miasta Lublina (circa about
60km) Yossar się nie dowiedział po co? – może z jajami na targ, albo do niezawisłych sądów w
poszukiwaniu sprawiedliwości XD (Yossar dopiero od niedawna
dowiedział się od współczesnych co te literki na końcu oznaczają). Więc sami widzicie, że to
zadupie bliskie.
Sielskim, bo z wyglądu dostatecznie zgodnym z wyobrażeniem Yossara o wyniesionej z dzieciństwa i
literatury, niewątpliwie spaczonego obrazu wsi polskiej.
A że zadupiem, to widać natychmiast, ale bez urazy – Yossar zadupia kocha. No no, może nie
przesadzajmy, w każdym razie wabią Yossara jak wiedźma Horpyna1)!
Wracając do Słowa – kiedy Yossar zstąpił w przyszłe Kraszczady, Słowa jeszcze
nie było. Któryś tam ukuł Słowo, a Słowo się poniosło no i jak w 2013 roku po raz
pierwszy zaczęło się z wiatrakami, to jak znalazł przydało się na nazwę domeny (www.kraszczady.pl).
Gump:
Gówno prawda – najpierw przydało się na nazwę Stowarzyszenia „Kraszczady”.
Yossar:
Może i gówno, ale było nie było, zasługi za propagację słowa są niezaprzeczalne.
Wie jedyny czort, co kosztuje to, by wciąż od nowa brać cymbały i tłumiąc pożar krwi tak
anonsować.
Gump:
Jaka ci tam propagacja? Rudy pies z kulawą nogą na taką stronkę by się nie rzucił. Wtedy i
dzisiaj też, tutejsze media to fiszka na desce, albo drzewie, a nie tam jakiś „internet”.
Yossar:
A telewizja to rudy pies?
Gump:
Telewizja? – tak
Pora na wyjaśnienie dlaczego historia Kraszczadów jest krótka (jak w tytule).
Otóż z radiacyjnego punktu patrzenia, z powodu danej przez naturę ułomności fizycznej powiązanej
niejako z zastaną niezdolnością umysłową, Kraszczady charakteryzują się bardzo krótkim okresem
półtrwania. Jak wiadomo, jest to okres, w którym pierwiastek promieniotwórczy traci promieniowanie o
połowę. Stąd wniosek, że jakkolwiek ledwie błysnęły, to już przygasają wskutek naturalnego rozpadu.
Naiwne próby pobudzania blasku spalą na panewce. Następnego Wielkiego Wybuchu nie będzie.
Z polskich (i nie tylko polskich) obserwacji wiadomo, że historię każdy pisze wedle własnych potrzeb
i ta konkluzja bynajmniej nie odnosi się wyłącznie do historii Kraszczadów. Z tego co się mu
podsłuchało w okresie jego pobytu na Ziemi w Kraszczadach, okres prehistoryczny (tzn. wojenny i
powojenny) widzi mu się jakoś ambiwalentny i za cholerę tej części historii tykać się nie zamierza.
A więc historia Kraszczadów zaczyna się od zstąpienia Yossara nieco przed wielką zmianą (przed 1989
rokiem), a zakończy się razem z jego w niebo wzięciem (nie ma tu błędu ortograficznego, bo inaczej
to…???!).
Można z tą tezą dyskutować i twierdzić, że Kraszczady przetrwają Yossara i z taką ewentualnością
należy się liczyć, bo wiadomo, że rozpad jest procesem ciągłym i całkowity rozpad asymptotycznie
dąży w czasie do nieskończoności. Punkt w czasie kiedy Kraszczady można uznać za skończone zależy od
uznania obserwatora – innymi słowy każdy jeden, kończy inaczej, to co jest końcem jednego, dla
innego być może będzie nowym początkiem – tylko czego?
Yossar głowił się co nastąpi po człowieku (homo sapiens), aż sensowna odpowiedź przyszła z całkiem
nieoczekiwanej, co gorsza bliskiej młodej osoby – otóż będzie to nastanie człowieka
współczesnego! (nie wiem, jak to po łacinie, bo dawno już nie uczą (w szkole nawet Yossar się nie
załapał), ale na pewno w nazwie pozostanie słowo „homo”.
Tak na marginesie – tej łaciny, to Yossar wcale nie żałuje, dzisiaj, jak znalazł w zamian,
przynajmniej bukwy czai, a z łaciną, to by tylko został, jak
Himilsbach z tym angielskim.
Może też zdarzyć się tak – co niewykluczone, że Kraszczady gwałtownie i definitywnie szlak
trafi. Można na przykład sobie z przerażeniem wyobrazić odkrycie wielkich złóż węgla2),
gazu głupkowego, ropy, złota, litu, albo innej platyny i przybycie psów wojny3), które
sprawią, że zapanuje ”sprawiedliwość,
dobrobyt i porządek”, a wszyscy będą mieli nic (oprócz smartfona)
i będą szczęśliwi.
W innym wariancie, tym razem prognozując katastrofę kosmiczną, można np. wyobrazić sobie, skutkiem
któregoś Kierdziołka odbyt ego lądowania kosmitów, przerycie przez owego „sołtysa”
całych Kraszczadów szukającego po
zapachu, pod ziemią ekologicznych owaków4), albo jakichś innych „trufli”, co w
rezultacie spowoduje rezultat bliźniaczy do wariantu pierwszego.
Krasnystaw
Co by tu rzec? Pamięć po latach zawodzi, fotografii cyfrowej nie było, a materiały fotograficzne,
głównie pochodzące z wytwórni FOTON, lub od święta – ORWO w „technikolorze”, a już w tej nowej
nieludowej demokracji nawet złoty zażółcony KODAK z „fotolabu”, nie
pozwoliły na rozrzutne pstrykanie, tak jak leci. Zresztą w miasteczku niczego do pstrykania nie było
– nie było jeszcze, ani granitowego bruku, ani też brukowanych alejek w krzakach –
obecnie są, ale krzaków już nie ma.
Z urywków pamięci jawi mu się głównie zakrzaczony, z „gruntowymi” alejkami „park miejski” z
górującym miejskim szaletem, którego eksploracji podziemia Yossar sobie nie przypomina – a może już
wtedy był zabytkiem (szalet, a nie Yossar)?
Kiedy Yossar zstąpił, to właśnie nadchodził czas przemiany.
Miejscówka z kilkoma obiektami przetwarzającymi produkty rolne
oraz jedna produkująca urządzenia do odprowadzania produktów przemiany materii, które z założenia,
niebawem stały się „bezwartościowe” (obiekty i urządzenia, a nie produkty przemiany), a następnie
zostały „wykupione”. Gangsterów w tych realiach z lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku Yossar
osobiście raczej nie spotykał, chyba że tych ekonomicznych – o tak, w tym w burzliwym czasie
przemian i tutaj tych drugich nie brakowało i do dzisiaj nie brakuje. Należy jednak zauważyć, że
teraz, to tylko grube ryby i zupełnie inna klasa kasa – przesuwają
ludzkie pionki po dużo większej szachownicy.
Nierozgarnięty Yossar wskutek nabytego w miejscu urodzenia zboczenia – orientacja na zadupia,
przyglądał się z boku, sam próbując uciec od nowej rzeczywistości. Zastane tutaj atrybuty otoczenia
jawiły mu się jako powiew nieco odmiennej, ale przecież nie tak bardzo odbiegające od znanej mu
ówczesnej polskiej rzeczywistości. Inaczej mówiąc, nie czuł się zbyt wyobcowany, może z powodu, że w
jakkolwiek by było, z tego samego poprzedniego zaboru terenu pochodzi?
W pamięci zachował, przewymiarowany dworzec autobusowy z powybijanymi zatoczkami i wyszczerbionymi
krawężnikami, miejsce po nim, to jeszcze do niedawna najtańszy parking płatny w Polsce (1 gr), oraz
zabudowę socrealistyczną wymieszaną z tą z czasu jeszcze wcześniej minionego i niezmiennie
zachowaną, stanowiącą doskonałą i owszem, jak najbardziej wykorzystaną scenografię do niektórych
filmów fabularnych.
Więcej dawnych obrazów Yossar chwilowo nie potrafi w sobie przywołać. Ale to może dlatego, że oprócz
paru plomb w zabudowie reszta dalej tkwi w miejscu tym samym co zawsze (nie licząc imponującej
liczby sklepów „wielkopowierzchniowych” i pierścienia zabudowy jednorodzinnej na obrzeżach, no i
oczywiście kostki brukowej).
Ciekawe, że najbardziej pamięta wspaniałą szosę prowadzącą z Lublina do Krasnegostawu gęsto
obsadzoną starymi drzewami po obu stronach, których korony zwierały się nad drogą – teraz
droga ekspresowa, tak że wiadomo, co zostało!
Gmina Gorzków
Od miasteczka o rzut beretem – sielsko i anielsko. Wtedy cisza i spokój, jeszcze bez pił
spalinowych, kosiarek i wykaszarek, traktor jeden we wsi, krowa na każdym zagonie i wśród dziennej i
nocnej ciszy tylko szum drzew, a hałas to tylko odgłos w oddali wbijanego pachołka do przepinania
krowy w nowe miejsce.
Pojawił się odmieniec i
jakoś tak odstawał – odstaje do dnia dzisiejszego. Starał się przycupnąć z boku (ciszej będziesz,
dalej zajedziesz i się uchowasz – to ruska mądrość!) i nie wychylać, ale gdzie tam, cóż –
życie!, Leją asfalt (zwykle przed gminnymi wyborami), chałupy po obu stronach, za chwilę problem, bo
droga na chybcika zrobiona bez planu i poboczy, wąska i bez odwodnienia – trzeba by wykopać, a tu
już płot stoi, bez pobocza, a więc rów przy samym asfalcie, płot chyli się do rowu a chałupa tuż.
Uparcie „widzim” stąd dotąd, i dalej nie starcza wyobraźni – my
„chcem” drogi tu, boć przecie zawżdy tu być miała!!! Z tekstów zasłyszanych u
lokalsów – „jakby chcieli mi zrobić drogę, to nawet drzwi od stodoły bym wystawił!”.
Wariat szosy nie chce pod samą chałupą, dojazd szutrówką mu wystarcza. Przecież asfalt toż to
cywilizacja – można wyjrzeć przez okno i zobaczyć, kto, czym i dokąd jedzie – życie nie
będzie tak nudne (budź wsiegda budiet daroga), mniej błota to butów i nóg myć nie trzeba!
Nobilitacja –
jestem z miasta, to widać, słychać i czuć!
Łoj! Z tymi wiatrakami, to dopiero się zaczęło – pięknie „skomponowany” wiatrak górujący nad Gorzkowem niczym figura Jezusa nad Rio de Janeiro jemu się nie podoba, nie
chce prądu – z wiatraka darmo, a gmina będzie bogata i wszyscy też, a pamiętacie to, jak nie
chciał szosy pod chałupą – no normalnie świr w czerwonym krawacie. Dlaczego w czerwonym, to
tylko jeden
pędzel go wie?!
Pamiętni przy każdej okazji wypominają.
Ha ha ha ha ha ha ha ha!!! Co to się działo, co się działo! „Uzdrowiska” pół ze śmiechu się skręcało
i skręciłoby do końca biednych ludzi, gdyby wreszcie się cymbalista nie obudził... Bo miewamy często
straszne sny, ale potem się budzimy i: pucio pucio
A jednak niektórzy się szosy doczekali. Tym szczęśliwcom już jest nowocześnie. Na radosnej i
eleganckiej wsi fortunnie nobilitowanej ważniejszą szosą przelotową, stoją barierki, żeby po pijaku
nikt nie zatoczył się pod pojazd nie wpadł do rowu. Co rusz znaki
ograniczenia prędkości na drodze krajowej, żeby spokojnie można popatrzeć kto i czym jedzie –
no bo zabudowa i dzieci ze szkoły. Wieczorem oświetlenie energooszczędne z odpustowego wiatraczka
– jak szczęśliwie wiatru starczy, to niekiedy świeci aż dwie godziny po zmroku!
Chodnik brukowany na czerwono – cholera wie, czy rowerem to po chodniku, czy po asfalcie, bo
nawet po całkiem odludnym chodniku nie wolno – co jakby obok przypadkiem wozem nieoznakowanym
jechał
premier drogą i zapisał coś w notesie, a jak po asfalcie toż to afront dla pośpiesznych uczestników drogi i tylko jak komu życie niemiłe
(i wtedy dzięcioł by w drzewo stuknął, a dziewczę po nim płakało –
autor to nie ja, tylko Konstanty Ildefons Gałczyński).
Gump:
Yossar, kup se hulajnogę i już jesteś na legalu, a
skutkiem barierki do rowu nie wpadniesz!
Yossar:
Taki mądry to powiedz, czy legalnie można prowadzić hulajnogę po chodniku, będąc pod wpływem?
Gump:
Psa można, to dlaczego nie hulajnogę?
Yossar:
Powaliło cię? Chcesz prowadzić hulajnogę w kagańcu i na
smyczy?!
Wiecie co ludzie? – Jak pamiętacie kiedyś Yossar się oburzał, że oświetlenie przejścia dla
pieszych na drodze krajowej jest zapewnione przez panele i wiatraczki, kiedy
słup z energią elektryczną
stoi tuż obok. Praktyka ta od tego czasu stała się normą nagminnie spotykaną przynajmniej w
Kraszczadach i okolicach. Czy ta chora praktyka występuje w innych regionach, tego Yossar nie wie,
bo siedzi na dupie w swojej wiosze i tylko od święta porusza się w kierunku miasteczka i z powrotem.
Stuknięty Yossar nabrał przeświadczenia, że rozumie genezę tego obłędu bowiem, kiedy po podróży
samochodem do miasteczka, dla relaksu zamyka na chwilę oczy, wtedy nieuchronnie majaczą mu kręcące
się wiatraczki. Otóż wykoncypował sobie, że ukrytym celem tego szaleństwa jest wyrafinowane
działanie podprogowe, czyli jak zwał tak zwał, presja na mózgi, aby je przysposobić do akceptacji
widoku elektrowni wiatrowych. Biorąc pod uwagę ten diaboliczny cel, wydaje mu się, że ma to
uzasadnienie pozaekonomiczne i jest warte swojej ceny, sądząc po doskonałych wynikach we wzroście
liczby występujących powszechnie aberracji umysłowych. Przekonania co do swojej tezy Yossar
nabrał, uczestnicząc w ostatnim wioskowym zgromadzeniu celem rozdysponowania (skromnej kwoty)
funduszu sołeckiego, kiedy to ogół optował przeznaczenie tej kwoty na sfinansowanie takowej
wiatraczkowo-panelowej instalacji oświetleniowej ulokowanej na czynnym słupie z energią elektryczną,
na zadupiu gdzie dokładnie koniec drogi, w miejscu osłoniętym od wiatru, a nikt nigdy po nocy nie
chodzi.
No żeż kurwa! Po prostu światowo i nowocześnie!
Drang Nach Osten
czyli piknik na skraju drogi
Narodziny Strefy
W drugiej dekadzie XXI wieku z kierunku zachodniego wlecieli w Kraszczady kosmici pod radosnym
przywództwem Gucia Kierdziołka vel Cie-Choroba, tworząc przyczółek Strefy . Zgodnie z ich
naturalnymi upodobaniami i wielokrotnie wypróbowaną doktryną rektalną
wślizgnęli się od zaplecza, lądując no gdzie by indziej, jak nie w
Kraszczadach Dupnych.
I nastąpił początek końca – rozpad Kraszczadów.
Yossar:
Jeszcze nigdy tak nie było, żeby nasłanych z
Góry kosmitów za plecami nie było.
Gump:
Wynika, że kosmici są nasyłani z Góry, a wślizgują się od
tyłu?
Yossar
Jedni i drudzy to kosmici!
Gump:
Aha, to dlatego górą kosmici!
Yossar
Tak, kosmici, to dupowłazy z Góry!
Stolica Kraszczadów Dupnych po pierwszym desancie
Zasadniczy atak kosmitów, po wykonaniu nieskomplikowanych działań na ciemnej mysiej materii z jej
grawitacyjnym pokręceniem zakrzywieniem, nastąpił w niespełna dekadę
później i wobec intelektualnie mikrych możliwości przeciwnika spowodował już niekontrolowany rozrost
Strefy z szerokim destrukcyjnym,
relatywnym obszarem oddziaływania.
Gump:
Wiesz co Yossar – tak sobie myślę, że Kraszczady Dupne to brzydkie określenie. Słowo dupa jest
określeniem nieeleganckim i jakoś tak niewymownym i należałoby te niewymowne Kraszczady
przechrzcić na nazwę dyplomatyczną, ale nie tracąc w nazwie odwzorowania charakterystyki tego
miejsca. Moja propozycja tej nazwy geograficznej to Kraszczady Otwarte. Co ty na to?
Yossar:
Jak wiesz nazwa pierwotna to Kraszczady Tylne. Oznaczała część Kraszczadów kończących Kraszczady
Zachodnie tzn. tych Kraszczadów tak daleko dokąd wzrok tylko sięga – niestety obecnie lepiej by
było gdyby wzrok tam już nie sięgał. Wzorując się na gwarze podhalańskiej, dla zachęty
potencjalnego turysty i przyciągnięcia jego uwagi, uprzednio skłaniałem się ku marketingowej
nazwie Kraszczady Zadnie. Niestety stało się, jak wyszło i wzorując się na powiedzeniach
„dupa z tyłu”, oraz „wszystko w dupę wzięło” skończyło się na odwzorowaniu tego miejsca słowem
bliskoznacznym – Kraszczady Dupne.
Pozwolę też sobie zauważyć, że słowo dupa, wbrew twojemu mniemaniu, jest to eleganckie, znane
już arystokratom słowo staropolskie, które brzmi dumnie. Jeden szlachcic już wcześniej ją
docenił i celnie scharakteryzował6). Uznał on, że od dupy wszystko zależy, czyli
skrótowo charakteryzując – dupa rządzi. Jednakże
hrabia równie bystro
zauważył, że z dupy śmierdzi, bo
dupa pierdzi.
Lis kraszczadzki z notoryczną biegunką
Biorąc pod uwagę przystawalność wszystkich trzech wymienionych cech, uważam, że nazwa
geograficzna Kraszczady
Dupne, jak
najbardziej do tego miejsca przystaje.
Jednak, licząc się z twoją nadwrażliwością, a odnosząc się do twojej propozycji –
Kraszczady Otwarte, myślę, że na twój własny użytek możesz używać sobie do celów osobistych, a
nawet mogą ci zasugerować jeszcze trafniejszą nazwę – Kraszczady Rozwarte.
Z ostatnich doniesień
Remisja Strefy postępuje
Nadchodzą sygnały, że Strefa, jak rak się rozpełza. Przerzuty chwilowo postępują w nieco obocznym
kierunku. Żal miejsca, lecz nie tubylców – każdemu należy się, według jego rozumu, to na co
zasługuje: zespołową nagrodę Darwina. Czyż nie dobija się koni5)?
Gump:
Ty Yossar powiedz mi, co ci te wiatraki przeszkadzają. Przecież do tego można się przyzwyczaić.
Wszędzie postawić nieprawdopodobne. Najwyżej paru tubylców wypadnie z obiegu, ale i to też
niekoniecznie, bo jak powszechna praktyka wykazuje, naród łasy na nowoczesność i pieniądze. W
wojsku taką odzywkę kiedyś poznałem „odporny na wiedzę i trudny do zajebania”. Kiedy
tylko pomachasz przed nosem byle „pazłotkiem” (określenie regionalne), zważać nie będą.
Yossar:
Wyżej napomniałem, że w każdym miejscu da się postawić – tylko kwestia skalowania.
Ja tam nie znam się na świniach, ale gdzieś słyszałem takie powiedzenie – „człowiek nie świnia,
do wszystkiego przywyknie”. Tubylcy to przecież nie świnie, więc niby zagrożenia nie ma?
Gump:
Słusznie prawisz, istnieje w przyrodzie wiele pożytecznych organizmów adaptowanych do
środowiska, w którym żyją. Wystarczy obfitość pożywienia i już jest chęć do życia i rozrodu. –
jajogłowi wymyślili na ten proces jakąś nazwę, ale ja tam się nie znam, to
„wymandrzał” nie będę.
Yossar:
Weź na przykład taką glizdę z kompostownika Yossara – od słońca ucieka, tkwi po łeb i ogon w
gnoju i odpadkach, żre wszystko i to razem z własnym gównem. Pełno żarcia, to jest szczęśliwa i
rozmnaża się na potęgę. Życie luksusowe jak w Kalifornii! – i dlatego nazywa się
dżdżownica kalifornijska.
z kalifornijską dżdżownicą
Kompostownik Yossara
Gump:
A sam widzisz, jakie to pożyteczne zwierzę! Więcej takich zwierząt nam trzeba.
Yossar:
Trzeba tylko jakąś chwytliwą nazwę tych zwierząt wykoncypować… coś tak, jakby… eko…?
Stawiamy i rżniemy!
Yossar „zewsiał” i do miasteczka prawie nie zagląda. Tak rzadko, że z każdym pobytem nie poznaje
ulic – wszystko wyrżnięte, czasem dla picu posadzone miniaturki – to tak jak z tymi
polskimi lasami, powierzchnia zalesienia się zgadza! Jakże wygodnie, prawda? Każdy pretekst, aby
wyrżnąć drzewo przy drodze, polu czy rzeczce, jest dobry.
...i w czerwcu 2021 roku
Ulica Mostowa w Krasnymstawie w lutym 2017 roku
Las polski
Gump:
A na co komu trawa, drzewa, krzaki i ptaki. Drzewo spadnie komu na łeb – z góry zagraża
śmierć, a z tyłu czyha prokurator. Ptak nasra na głowę, trawę trzeba kosić, a w krzakach to… –
tu wstaw swoją propozycję.
Yossar:
Nie ma wyjścia – wszystko profilaktycznie wyrżnąć, a bruk (sam) do góry nie wzleci, to i
ten za plecami nie za bardzo będzie się miał do czego przyczepić, a z lipowych pni to i lipne
figurki staną! Ptak nie usiądzie, to w locie nijak w łeb nie trafi –
ławeczkę fotowoltaiczną
bez ryzyka można stawiać, aby mityczny turysta podczas ładowania miał o czym dumać na
krasnostawskim bruku.
Parę lat temu jakiś inny Gucio vel Trufel zapierdoliłsłupami
całą malowniczą południową stronę miasteczka. Jaki ukryty cel miały te Kierdziołki, aby przerzucić
dwutorową, wysokonapięciową linię energetyczną (15kV/110kV)
na drugą stronę miasteczka, wykierowaną na zadupie – na Kraszczady, to Yossar nie pyta, bo
wie!.
Witaj turysto – bez paniki! Jeszcze trochę i zawsze będziesz mieć szanse szybko miasteczko ominąć,
albo z jednej strony nowym odcinkiem drogi ekspresowej, albo z drugiej strony wielką koleją
prędkości – miasteczko się „rozwija” XD! Na lewo wiadukt, na prawo wiadukt a dołem Krasnystaw
popłynie (o pardon, coś mi się chyba pomerdało – chciałem powiedzieć, że
tramwajem (wodnym nr osiemnaście)
będziemy przez Krasnystaw jechać na Wieprzu).
Kiedy rano płynę osiemnastką
Gump:
Yossar ty młocie: nie przesadzaj. Droga i kolej w wiadomym kierunku to szansa na rozwój i
przepływ towarów i ludzi. „Turyści” i towary będą na do nas walić (koleją, a potem drzwiami i
oknami). To dobrobyt, szczęście i
„rozwój”. Szybka kolej ,to polityczna odskocznia dla kolejnego „naszego posła”. Jak obieca, że
będzie załatwiał, to załatwi (sobie miejsce w parlamencie). Jak zostanie ministrem, ministrą
albo innym ministrantem, to kto wie, może nawet obieca, że „załatwi” miasteczku przystanek dla
szybkiej kolei (z prędkością w kolejnej kadencji). Wszak historia zna
analogiczne przypadki!
Yossar
Fantaści niech sobie zakonotują, że regionu turystycznego z Kraszczadów już nie będzie. Nie
dosyć, że panna średnio urodna, to dziewictwo utracone. Kiedy wbiją sobie do pały, że w
nieskończoność czarować się nie da?
Gump:
Co ty Yossar pieprzysz jak poparzony – zawsze się udaje! Jak
nie zdążysz, to sam zobaczysz
– Prędzej czy później, nie dosyć, że wszystko
zapierdolą, to jeszcze będą przywiezionych w doniczkach
turystów, na polu, pod wiatrakami sadzić!
Yossar
A co to jest ten turysta? Mówią turysta, a widzą pieniądze. Co tam macie w koszyczku do
zaoferowania – piwo w Krasnostawskie Chmielaki?
Gump:
Każdy turysta to łatwa darmowa inwestycja – jak tylko "wydobędziemy" „fundusze”. Trzeba
wybrukować ścieżki rowerowe , aby do łańcucha, piachu w tryby nie nasypało, tabliczki z napisami
ustawić, aby był dobrze poinformowany i myślami nie pobłądził, natomiast
ścieżki z buta, w Kraszczadach wyasfaltować, aby biedak
sobie nóżki nie zwichnął, Ławeczki ustawić aby odpocząłpoczilował, a i horyzont od sąsiadów mógł sobie wygodnie
popodziwiaćobczaić. Przy
każdej ławeczce ekologicznej z wiatraczkiem ładowarka do smartfona i automat z kraszczadzkimi
napitkami – skanujesz kod QR, blikasz i już masz. Jak turysta spieszony, to nie jest
zabronione. A co, ma taka nienaładowana bidula siedzieć o suchym pysku na trawie w przydrożnym
rowie, jak tam śmieci co niemiara? Niech sobie zazna komfortu w Kraszczadach. Ścieżki dla
turystów winny być szerokie, żeby ścisku nie było i w tym natłoku turyści się nie przepychali i
wzajemnie nie wydeptali – przy okazji będzie kolejny pretekst do wycięcia i przytulenia
drewna z kolejnych drzewek przy turystycznych szlakach. Wieczorem przy każdej autonomicznej
ławeczce romantyczne oświetlenie z przyławkowych paneli i wiatraczków i czerwone
ogniki latarnie na horyzontach. A jak tylko rozładują się baterie i
w środku nocy przy ławeczce zgaśnie światełko, no to wiecie… można ładować. Ach, i w
Kraszczadach będą romantyczne elektryzujące noce!
Yossar
Będzie taki popyt, że produkcja ekologicznych ławeczek zintegrowanych z
wibracyjnym generatorem prądu
nie nastarczy.
Gump:
Jaki to też problem, ubrać traktor od rolnika w kostium parowozu, doczepić parę przyczep i
sprzedawać bilety na kolejkę wąskotorową wąskoosiową w
Bieszczadach Kraszczadach. Atrakcja turystyczna jak cholera –
zagranica przyjedzie!
Yossar
Ta, i jeszcze koniecznie parę epoksydowych jaszczurów, To dla tych, co dzieci już zrobili!
Jasne, że Kraszczady to słowo chwytliwe nadające się do szeregu zastosowań. Na przykład ze względu
na, niestety, jak się wydaje już przebrzmiałe tradycje regionu, doskonale nadaje się na nazwę piwa.
Piwo Kraszczadzkie to dobry chwyt marketingowy.
Fula mi nalej, fula lej na kolejowym szlaku, jak ongiś śpiewano na turystycznych szlakach (sorry, teraz się mówi na
hajkach). Możemy też
z czapy sobie wyobrazić np. kraszczadzkie pierogi. Do dzisiaj
nie pojmuję dlaczego, w końcu markowe wyroby mleczarskie nie noszą nazwy np. kraszczadzkie masło,
sery, a są jedynie oznaczone napisem Krasnystaw. Jednak chyba Słowo nie wszystkim przypadło
do gustu, a może za Kraszczady to oni się wstydzą?! Jak już uprzednio wypomniane, Kraszczady, to
panna średniej urody i nie dość, że o niewiarygodnie małym rozmiarze stanika, to już trochę
nieświeża. Może to i dobrze, że już za chwilkę miasteczko zostanie od tych Kraszczadów
odgraniczone!
Gump:
O co ty Yossar masz pretensje, jak może istnieć masło kraszczadzkie, kiedy w żadnym słowniku nie
ma słowa Kraszczady. Każdy korektor pisowni słowo Kraszczady podkreśli jako błąd.
Yossar:
Wiesz, już dosyć dawno temu i oczywiście w „ameryce” ukuli takie powiedzenie – jeśli czegoś w
nie ma w Internecie to nie istnieje. Jak widzisz dzięki tej stronce Kraszczady istnieją –
czapki z głów!
Na koniec jeszcze słowo na pokrzepienie serc
Co jest najwiekszą atrakcją turystyczną w Kraszczadach?
Szczerze i serio – największą turystyczną atrakcją Kraszczadów jest kompletny brak turystów!
Gump:
Czy wobec tego Kraszczady posiadają jeszcze jakiś potencjał?
Yossar:
Jasne, że tak i wbrew pozorom olbrzymi! Weżmy taka metropolię jak Gorzków. Nie jest, tak jak
myślisz, że to prowincja gdzie psy dupami szczekają – Gorzków to środek
Elizjum8)!
Gump:
Odbiło ci?! Konopiełki popękają ze śmiechu z głupiego krawaciarza.
Yossar:
Nie, przecież jaja sobie robię, no ale... popatrzmy na mapę.
Jeśli lubelska masa molowa przekracza wartość krytyczną, to z miasta dokąd będą mole wyfruwać?
Gump:
No coś ty, to za daleko. Komu by się chciało? – dystans
prawie pół województwa!
Yossar:
A znajdą bliżej, garbaty teren pod swoją norkę? Jak to mówią – lepszy mały cyc jak nic! No
bo jak teren jest sfalowany, to prędzej schowasz się do głębszej dziury, skąd wiatraków nie
będzie widać. W dziurze też bezpieczniej, bo kosmitów raczej nie uświadczysz. Ci wolą wysoko
– (pa)górki bliżej niebaGóry. Słowo „prawie” robi wielką różnicę – tak pamiętam z jakiejś pradawnej reklamy marki piwa.
Godzinka drogi i już jesteś w centrum ukochanej cywilizacji – 10 minut z Gorzkowa do S17 i
50 minut do Lublina – nawet do miasteczka po drodze nie musisz zaglądać – bo niby że
i po co? I wszystko to bezpiecznie i na legalu zgodnie z
drogowymi przepisami. A za dwa lata to po drodze, mieszcząc się w tym samym czasie, jeszcze
wskoczysz w Piaskach na lody. I co, a nie mówiłem, że to
było byłe bliskie zadupie!
Gump:
Ale nie powinni zwlekać – który mol pierwszy ten lepszy, bo z powodu zespolonej z głupotą,
zachłanności Konopiełków, miejsce stale się kurczy!
I co dalej?
Ci, którym się wydaje, że Kraszczady mogą się przydać skutkiem piwa, niechaj pojmują, że piwo można
– niekoniecznie drogo kupić, i wypić nie tylko w mitycznym „turystycznym” Krasnymstawie, ale na
przykład z tyłu sklepu, w krzakach nad Wieprzem, albo we własnym ogródku.
Cymbały! Handlować nie piwem, lecz ogródkami! Kraszczady wciąż mogą się przydać, bo część
selektywnie wciąż jeszcze nadaje się do zamieszkania.
Tylko dobre pytanie - komu jeszcze tych Kraszczadów starczy, a ile przez kogo oraz dla kogo zostanie
zawłaszczone?
Każdy decydent, który forsuje budowę elektrowni wiatrowych na „swoim” terenie jest,
albo głupcem, albo szubrawcem,
a zwykle zarazem jednym i drugim we własnej osobie!
Między innymi, choćby po szykowanych w gminach nowych planach zagospodarowania ich rozpoznamy!
Pchamy taczki, pchamy!
Gówno z tego mamy!
Jak ci chatę kto rozpirzy, to pamiętaj, ten najbliżej.
Tylko z tym swoim „gniazdem” to za bardzo się nie rozpędzać!
Skromnie, tak aby na obecne i przyszłe
„składki”
starczyło, a nawet jak antenka wystaje to ukryć, albo płacić za gówno treści, bo też i tu cię
skroją.
Bądź też mobilny, bo nigdy nie wiesz, w którym miejscu kosmici urządzą sobie kolejny piknik!
Sadzić, tylko ekologicznie – we własnych odchodach, jak ten Marsjanin7) tylko to,
co do zjedzenia. Żadnych stacjonarnych ekstrawagancji typu iglaczek, albo jaki inny krzaczek. Tylko
wtedy, my Marsjanie w razie kosmitów mamy szansę prędko i bez zbędnego żalu zabrać swoje
„kartofelki” w osobistym woreczku i niezwłocznie się ewakuować.
Jak atak kosmitów, to pakujemy kartofle w worki i a nuż dajemy dyla!
Kosmici podbiją „składki” i inne „klimatyczne” tak, że w końcu co nam obca
przemoc i wrodzona głupota wzięła, nawet
szablą już nie odbierzemy,
tylko znikniemy! Marsz, marsz… się zwijamy i zawijamy z ziemi polskiej do???, a potem z cennym
kartoflanym doświadczeniem, to już tylko na Marsa.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o historię i prognozę dla Kraszczadów. Jest to wydanie 1.0.
Szczęśliwie nie jest to wydanie papierowe i zawsze kiedyś coś poszerzyć i dodać można. Są dwie
jednakowo prawdopodobne możliwości, albo kiedyś wydanie uzupełnione się pojawi, albo też, jest to
pierwsze i ostatnie. Każde ujawnienie posiadanego materiału zmienia numer wydania. Wszelkie prawo do
uzupełnień zastrzeżone.
Gump:
Yossar marzy - drugiego wydania nie będzie, bo go dogania kalendarz, który plącze się pod jego
nogami. Yossar pilnuje tylko, aby nie kopnąć, i na wszystko, tak samo jak pozostałe, a jeszcze
nie dobite osły, konie i barany, ma już wywalone.
Yossar
Łżesz, jak ten rudy pies – wcale nie mam wywalone!
Szansa na drugie, poszerzone wydanie to wciąż fifty-fifty. I co? Zaryzykujecie Kierdziołki
rzut monetą?
PS
Jeżeli w tekście napotykacie jakieś nowoczesne słowa (mordeczki, miejscówka, z czapy,
kmini, obczaić,
poczilować, wywalone,
XD, zapierdolił i.t.p. )
to Yossar
„w obszarze gnuśności zalanym odmętem, chociaż płaz w skorupie i sam sobie sterem,
żeglarzem, okrętem, chcąc nie chcąc lgnie do niego fala, a on lgnie do fali”9). A wyjaśnienie co faluje, to już na kiedy indziej.
Dla sympatycznej, aczkolwiek rozdziewiczonej panny Kraszczady z turnusu ostatniego od niewątpliwie
sympatycznego, aczkolwiek nierozumnego pana Yossara... ciąg dalszy może nastąpi.
Bo miewamy głupie sny. Nagle się cymbalista obudzi i...?
_____________________________ 1) Ogniem i mieczem – powieść Henryka Sienkiewicza
2) Tak,tak węgla też – a co myślicie , że z tym węglem (koksującym) na
lubelszczyźnie to już koniec? Bynajmniej, nie odpuszczą, tylko najpierw zmienią
właściciela, a to trochę drażliwa i delikatna, wymagająca trochę czasu i pewnych zabiegów sprawa. Na jakiego
właściciela stawiacie - Australia, Niemcy, a może... USA?
Jeszcze wam cieszyć się każą, że znowu pozwolili (im) kopać węgiel!
3) Psy wojny (ang. The Dogs of War) – powieść sensacyjna Fredericka Forsytha z roku
1974, oraz film o tym samym tytule z roku 1980
4) Piknik na skraju drogi – powieść science fiction z roku 1972 – Arkadij i
Boris Strugaccy
5) They Shoot Horses, Don't They? (Czyż nie dobija się koni? film z 1969 r.)
6) Oda do dupy – Aleksander Fredro
7) Marsjanin (ang. The Martian) powieść science fiction z roku 2011 – Andy Weir,
oraz film o tym samym tytule z 2015 r. – Ridley Scott
8) Elizjum (ang. Elysium) – film z 2013 roku – Neill Blomkamp
9) Oda do młodości – Adam Mickiewicz
Były Kraszczady, oj były, ale minęły!
Stare zdjęcia Kraszczadów
Droga do wsi Bobrowe – odsłona I, gmina Gorzków Droga do wsi Bobrowe – odsłona II, gmina Gorzków
Droga do wsi Bobrowe – odsłona III, gmina Gorzków
Wieś Olesin, gmina Gorzków
Linkografia (licz się z tym, że linki w internecie wieczne nie są – i zmień też dns!)