Stała się rzecz przeze mnie nieoczekiwana.
Chciałem Państwu przedstawić pospolitego ptaka polskiego, kurą domową zwanego. Ptak w moim mniemaniu tak pospolity, że nigdy nie pomyślałem o utrwaleniu jego wizerunku, całkiem podobnie jak autor pewnej przedwojennej encyklopedii nie zadał sobie trudu, aby opisać konia.
Okazało się, że w swym zbiorku fotografii, do których bezwzględnie mam prawa autorskie, własnego wizerunku owego ptaka nie posiadam, a na zaprezentowanie wizerunku czyjegoś ptaka czyjegoś wizerunku ptaka z oczywistych względów prawnych i obyczajowych bym się nie poważył.
Już chwytam fotoaparat i wybiegam z domu, chcąc się z gąską kurą przywitać, a tu kuchenny kompostownik niesprzątnięty i ani żywej kury.
Sąsiady pochowały czy zjadły?!
Toż wchodzę ci ja na naczelne źródło informacji – stronę internetową Gminy Gorzków, a tam napisane, że sam
minister rozporządził, że kury od tej pory mają garować i nawet na spacerniak im nie wolno, a wszystko, jak zwykle, to dla ich i naszego dobra i zdrowia wspólnego. Ten zaś co o to dobro nie dba, to przymusowo zasili budżet państwowy kwotą odpowiednią.
Oj, emigrancie marnotrawny!
Już nie wrócisz do rodzinnego domu, aby się z gąską i kurą przywitać, ale nie lękaj się – w zamian napotkasz bażanta albo innego dziobiącego ptaka!
Och, wszystkie kury mojego życia!
Przepraszam wszystkie „moje” kury, które często i gęsto obrażałem słowem na k (k – jak kura), a to jak mi rozgrzebywały ściółkę pod przydomowymi iglakami, a to kiedy wdepnąłem, albo za każdym razem, jak raptownie gumy paliłem. Jakoś tak nienowocześnie mi się robi na myśl, że już nigdy nie ujrzę kaczki taplającej się w kałuży, ani też gąski z rodzinką przechodzącej nielegalnie przez szosę w miejscu, gdzie znaku drogowego nie było.
I tu powtórnie z żalem muszę stwierdzić, że chociaż jestem w stanie zilustrować brak znaków drogowych, to gęsi już nie.
Obiecują sobie, że od tej pory będę utrwalał każdą istotę, którą spotkam na drodze, wiedząc, że może to już ostatni raz, kiedy dane mi jest ją ujrzeć – mówię tu o otoczeniu naturalnym, a nie o skansenie, ogrodzie zoologicznym czy też jakiejś projekcji holograficznej 3D (poprawka, żeby to było bardziej jasne dla młodszego kręgu odbiorców).
Podobne odczucia towarzyszą mi także w przypadku przyrody nieożywionej, ale, to temat już na inną okazję.