
Kiedykolwiek nieopatrznie nie wiadomo po co, zapuścisz żurawia w tzw. prowincję, czyli wychylisz nos zza ścianki swojej większej lub mniejszej metropolii, masz wysoką szansę na niechcianą sposobność napatoczenia się na pewien artefakt w krajobrazie. Nazwy fachowej nie pomnę, ale jest to niewątpliwie symbol narodowy, jako że to dziwactwo, słusznego wzrostu, zwykle pomalowane jest w barwy narodowe i jak mniemam w swoim „światopodglądzie”, stawiane niewątpliwie tam, gdzie miejscowa władza chce w ten sposób zamanifestować przywiązanie do tradycji narodowych.
Jeśli oponent stwierdzi, że moja próba wyjaśnienia tej umysłowej aberracji jest błędna i przedstawi kontrhipotezę, że wyżej wspomniany artefakt służy komuś do zmiarkowania czy okoliczni tubylcy pozwolą, aby im wiatr zerwał czapkę z głowy, to będę się słabo upierał, że racja leży po mojej stronie. Koronnym moim argumentem zaś będzie fakt, że figura występuje w barwach narodowych.
Jednakże tu interlokutor może przedłożyć kontrargument wyższego rzędu, mianowicie, że chodzi o zamiar wprowadzenia przeciwnika w błąd metodą znaną z przypowieści o sułtanie tureckim. Fama głosi, że na pytanie – dlaczego sułtan turecki nosi zielone szelki? - prawidłowa odpowiedź brzmi – po to, aby mu nie opadły spodnie.
Jeżeli w tej sprawie koleś wykoncypował zwód podobny, to hipoteza o odłączeniu czapki od głowy może być uprawdopodobniona.